Bogdan Rogatko

Rzymskie nieruchomości

Od razu wyjaśniam: w poniższej informacji cofamy się do Rzymu drugiej połowy I wieku. Z powodów kilku, które czytelnicy pewnie się domyślą po lekturze. Rzym był wówczas największym i najliczniejszym miastem w cywilizowanym świecie. Według jednego z historyków, autora „Życia codziennego Rzymu w okresie rozkwitu cesarstwa”, mieszkało w stolicy ponad milion dwieście tysięcy osób, i to różnych narodowości, ras i mówiących różnymi językami, pod, jak pisano, „nieustanną presją imigrantów”. By sprostać zapotrzebowaniu na mieszkania, aglomeracja rosła pionowo, czyli powstawały budynki przypominające nasze mrówkowce. Z obawy o katastrofę budowlaną cesarz August wydał dekret o zakazie budowani powyżej ośmiu kondygnacji, ale ówcześni deweloperzy do zakazu się nie stosowali. Dowiedziałem się o tym z lektury bardzo ciekawej książki, opublikowanej w marcu b.r. przez krakowskie Wydawnictwo Literackie, pt. „Królestwo”, francuskiego pisarza o ugruntowanej sławie, i cenionym dorobku, Emmanuela Carrere, o początkach chrześcijaństwa, opartej na podstawie Dziejów Apostolskich, zapisanych przez św. Łukasza. Duża część Dziejów dotyczy losów św. Pawła, który w latach 70. został przewieziony jak więzień cesarstwa rzymskiego do stolicy i tam przez dwa lata miał, można powiedzieć, areszt domowy, choć mógł mieszkanie opuszczać, ale skuty łańcuchami. Przy okazji autor wymienionej ksiązki poświęca długi akapit opisowi takiego mrówkowca.

Roman_forum_cropped

Posłuchajmy:
„Donoszę o tym wszystkim, by każdy, kto czyta w Dziejach, że Paweł po przybyciu do Rzymu uzyskał zgodę na wynajęcie małego mieszkania, wyobraził je sobie nie jako jeden z owych sklepików w śródziemnomorskiej Medynie, w jakich apostoł zawsze mieszkał, lecz jako kawalerkę lub dwupokojowy lokal w budynku będącym odpowiednikiem mrówkowca, jakich pełno na przedmieściach dzisiejszych miast i w jakich gnieżdżą się bezrobotni oraz nielegalni imigranci; ledwo wybudowane, domy te popadają w ruinę – są niezdrowe, bezlitośnie eksploatowane przez właścicieli mieszkań do wynajęcia, o ścianach cienkich jak papier dla zyskania miejsca, z klatkami schodowymi, na których ludzie załatwiają się, ale nikt nie sprząta. Prawdziwe ubikacje były tylko na parterowych rezydencjach bogaczy: istne salony o wspaniałym wystroju, z siedziskami ustawionymi w krąg, co umożliwiało pogawędki w czasie wypróżniania. Nędzarze zamieszkujący czynszowe kamienice musieli zadowalać się publiczną latryną, z reguły znajdująca się w pewnej odległości, a że po zapadnięciu zmroku ulice stawały się niebezpieczne, przed pójściem na kolację lepiej było (…) spisać testament”.

Rzym
I jeszcze jedna ciekawa informacja, jakże aktualna:
„Niska cena na wysokich piętrach – dodaje autor – była raczej względna, a zarówno szybki wzrost czynszów, jak problemy ruchu ulicznego należały do tematów najczęściej podejmowanych w literaturze cesarstwa.

Poeta Marcjalis, typowy przedstawiciel uboższej warstwy klasy średniej, który mieszkał blisko Kwirynału na trzecim piętrze w miarę przyzwoitego budynku, często wyrzekał, że cena, jaką płacił za swoją pakamerę, pozwalałaby mu żyć dostatnio na wsi w niewielkiej posiadłości. W istocie nikt mu tego nie broni, ale jeśli dzieją się ważne sprawy, to tylko w stolicy, więc mimo utyskiwań nie wyniósłby się za żadne skarby”.

Zastosowanie przez autora i tłumaczkę w opisie rzymskich nieruchomości czasu teraźniejszego i przeszłego jest chyba nieprzypadkowe. Sugeruje czytelnikom refleksję zasmucającą: że przez dwa tysiące lat świat nie zmienił się tak bardzo jak sądzimy, czy chcielibyśmy sądzić, nie zmieniła się też specjalnie ludzka mentalność.

Ale z lektury „Królestwa” płyną też sygnały budujące: Paweł odrzucany, jeśli nie wręcz nienawidzony przez „swoich” – przypominano mu jego niechlubną przeszłość, nie chcąc wierzyć w przemianę – nietolerowany przez urzędników cesarstwa rzymskiego, choć był rzymskim obywatelem, od kilku lat nie miał możliwości nauczania. Jednak nawet jako oficjalny więzień, co prawda na dość specjalnych warunkach, co zawdzięczał swej inteligencji i darowi przekonywania, mogąc w swym mieszkaniu-więzieniu przyjmować gości, nie tracąc nic ze swego entuzjazmu dla głoszenia nauk Chrystusa i ufając w moc słów wypowiadanych szczerze w najlepszej intencji, poprosił do siebie najpierw żydowskich notabli przebywających w Rzymie, co było prawdopodobnie zaskoczeniem zarówno dla rabinów, jak i jego współwyznawców. Św. Łukasz tak kończy Dzieje Apostolskie:
„I pozostał przez dwa lata w wynajętym przez siebie mieszkaniu i przyjmował wszystkich, którzy do niego przychodzili, głosząc Królestwo Boże i nauczając o Panu Jezusie Chrystusie zupełnie swobodnie, bez przeszkód” (Dz. 28, 30-32).

Bogdan Rogatko